Dobrze jest nazywać rzeczy po imieniu. Język często pozwala skrywać fakty, zacierając ich znaczenie w wyrafinowanych nazwach, eufemizmach czy specjalnie tworzonych fałszywych określeniach.
Język religii jest w tym względzie wyjątkowy: daje wiele pojęć pustych, które zostają wyniesione do najważniejszych zasad, fundamentów człowieczeństwa czy etyki. Dobrym przykładem jest pojęcie „dusza”. Wszyscy święci o niej mówili, każdy chrześcijan wie, że ma duszę i ona odróżnia go od reszty stworzeń (bydlęta jej nie mają, więc można je mordować). Tylko czym jest ta dusza? Boskość w człowieku? Wieczny element? Niektórzy tak bardzo przejęli się tym dziwnym słowem, że zapomnieli, iż są zwierzętami.Ten sam problem mamy ze słowem „grzech”, oznaczającym wykroczenie przeciwko bogu.Tylko kim jest ten bóg, skąd wiemy, czego oczekuje od człowieka i zatem co ma być wykroczeniem przeciwko niemu? Oczywiście tego się nie dowiemy, ale za to niejeden ksiądz może się wykazać opowiadając, co mamy robić, a czego nam nie wolno. Innymi słowy, jak się chce człowieka ujarzmić, najlepiej mu wcisnąć do głowy, że jest coś takiego
jak grzech i już można manipulować, w dodatku jeszcze wmawiając wszystkim, że sam bóg tak chce… Cały tekst na łamach tygodnika.