Rząd zrekonstruowany, ale koalicja będzie trzeszczeć. Najbardziej przez Szymona Hołowni.
Tylko na moment uwagę opinii publicznej przykuła dokonana w końcu przebudowa gabinetu. Wrażenie, jakie Tusk chciał wykreować w ubiegłą środę i czwartek, że oto obóz rządzący jest teraz silny, zwarty i gotowy, by stawić czoła szykującemu ofensywę polityczną i legislacyjną Karolowi Nawrockiemu, ulotniło się od razu w piątek. Marszałek Sejmu w wywiadzie telewizyjnym zarzucił premierowi próbę zmontowania – cytuję –„zamachu stanu”. Polegać miał on na przedłużeniu procedury zaprzysiężenia nowego prezydenta ze względu na niespełnienie konstytucyjnego warunku stwierdzenia ważności wyboru przez Sąd Najwyższy. Izba, która wydała orzeczenie, nie jest bowiem uznawana za niezależny sąd, a na dodatek w trakcie rozpatrywania protestów obywateli popełniła tak wiele błędów, że skłoniło to ówczesnego ministra Adama Bodnara do wystosowania sążnistego listu z wymienieniem wszystkich nieprawidłowości. Rękopisy nie płoną, więc przyszli historycy będą mieli wdzięczny materiał do badań. Chociaż tyle.
Sprawa nie jest jednak tylko tematem na sezon ogórkowy. Trudno sobie wyobrazić poważniejsze oskarżenie niż o spiskowanie przeciwko legalnie wybranej władzy. A że Hołownia niedwuznacznie obciążył tym zarzutem prezesa Rady Ministrów i przewodniczącego największej partii rządzącej koalicji, wybielając jednocześnie pozostałych partnerów (Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego), swąd się łatwo nie rozwieje.Nie zapomni sam Tusk, nie pozwolą na to też pisowcy, dla których dopadnięcie osobistego wroga numer 1 Jarosława Kaczyńskiego jest jednym z celów polityki.
A koalicja 15 października miała od zakończenia wymęczonej reorganizacji gabinetu przeistoczyć się w zwartą pięść. Pogadaliśmy sobie, pokłóciliśmy się, ale w końcu – „jak Polak z Polakiem” – dogadaliśmy się. Wiemy, co mamy robić, każdy zna swoje miejsce w szeregu. Żaden minister nie zagłosuje ani nie wystąpi przeciw jakiejkolwiek propozycji rządowej.
No to marszałek Sejmu, druga osoba w państwie, wyjechał z oskarżeniem, które może (w głębokim przekonaniu i z nadzieją pisowców) doprowadzić Tuska przed Trybunał Stanu – a jeśliby się dało, to i przed sąd doraźny. Teraz oczywiście nie ma na to szans, ale po zwycięstwie wyborczym w 2027 r. z pewnością do tego wrócą... Cały artykuł Jakuba Jabłońskiego o konsekwencjach działania postaci o "małym rozumku" na łamach tygodnika.