Napisał do mnie „Podążaj-za-Jezusem”. Dowiedziałam się, że „bóg wrócił” i że„mnie kocha”.
Na pytanie „gdzie był?”, odparł, że przecież przebywał w niebie. A dlaczego wrócił? No bo mnie kocha.A skąd wiemy, że wrócił? Bo są wojny, pandemie i zbliża się koniec świata, co widać po wielości katastrof lotniczych. No więc bóg wrócił, a ja zostałam siostrą. Gdy zapytałam, czyją jestem siostrą, czat na chwilę przymknął się, by wypalić: „a czy ty siostro jesteś w ogóle katoliczką?”. No pozamiatane, a tak dobrze nam się gadało.
Miłosne mdłości
Gdy wejdzie się na stronę Podążaj-za-Jezusem, można od razu, od pierwszego kliknięcia (przepraszam!), zrzygać się na różowo. Jezus o niebieskich oczach i długich, czyściutkich, prosto od fryzjera włosach, z równo przystrzyżoną brodą, a to dziatki prowadzi przez drogę, a to przytula króliczki i pieski. Do tego pełno filmików z muzyką nachalnie relaksacyjną, latającymi gołębiami i sentencjami wyciskającymi łzy z oczu. Na wszystko jest proste remedium: modlitwa i wiara. Wszystko zostanie odpuszczone i rozliczone oraz rozwiązane, jak tylko człowiek będzie się modlił i podążał za złotymi myślami. Oczywiście ludzie się kochają i mają kochać, a wielka, wspaniała rodzina Jezusa rozrasta się w oczach. Cud-dziewczątka, ubrane skromnie acz nieco seksy, pozują z krzyżami, z rączkami złożonymi do modłów i proszą o wspólną modlitwę. Raj. Raj na facebookowej ziemi!
Zastanawiające, że wywalili mnie na zbitą twarz zaraz po pytaniu czy jestem katoliczką.Po ewidentnym polowaniu na nową owieczkę dostałam kopa. Dlaczego? Przyglądając się raz jeszcze grupie i stronie, znów uderzyło mnie słodkie do mdłości gruchanie Jezuska o nieskazitelnym słodziakowym wyglądzie. I znów wyleciałam jak tylko okazało się, że nie jestem zainteresowana półgodzinną sesją z kazaniem o Jezusie. Coś ta grupa miłośników Jezusa jednak jest hermetyczna. Na innych ciągną człowieka i nie chcą puścić, a tu kop inie ma cię. Podążaj-za-Jezusem ale… Cały felieton profesor Joanny Hańderek na łamach tygodnika.