Zanim zdążyliśmy wydać sto numerów tygodnika, przez nasze życie przetoczyły się kolejno: zaraza, wojna, widmo głodu, ogień pustoszący wielkie połacie. Runął znany porządek globalny, wyłania się nowy. Świat się zmienił. Zasadniczo i bezpowrotnie.
Wystarczyłoby tych zdarzeń na dwa pokolenia, tymczasem wszystkie miały miejsce w ciągu dwóch zaledwie lat.
(…) Ekonomiści od dawna przestrzegali, że prowadzona przez Prawo i Sprawiedliwość polityka gospodarcza jest ślizganiem się po krawędzi. W gruncie rzeczy nie była to żadna polityka, tylko nieustanna kampania wyborcza. Populistom wydawało się, że w nieskończoność da się kupować słupki poparcia i wyborcze głosy, płacąc za nie pieniędzmi wkładanymi do kieszeni grup społecznych stanowiących ich elektorat.Prawdziwą ceną za ten proceder było jednak zwiększanie zadłużenia państwa – i to na całe przyszłe pokolenia. Powiedzmy szczerze: jako społeczeństwo żyliśmy ponad stan.Przez pięć lat to się nawet Morawieckiemu i jego ekipie (wywodzącej się najczęściej z sektora bankowego) udawało. Nie dzięki nadzwyczajnym talentom, lecz wyjątkowej światowej koniunkturze. Musiało się to jednak kiedyś kończyć. Kres przyszedł także, jak wiele innych przełomowych zdarzeń, w ciągu ostatnich dwóch lat.
Oczywiście wzrost cen zasadniczo przyspieszył po wybuchu wojny. Jedna kostka domina przewracała kolejną. Sankcje wywołały zamęt na światowych giełdach ropy i gazu oraz niedobór tych surowców. Wzrosła cena prądu, paliw, kosztów produkcji w przemysłach. opartych na gazie (np. produkcji nawozów, co przekłada się na koszt produkcji rolnej i finalnie ceny żywności w sklepach). Ale w Polsce inflacja szybko rosła już wcześniej – wskutek nieodpowiedzialnej polityki rządu i niekompetentnej – Narodowego Banku Polskiego. Przypomnieliśmy sobie gorzki smak drożyzny, kto wie, czy nie przyjdzie nam odświeżyć sobie pamięci, jak to żyje się w kryzysie. Wysokie bezrobocie nam nie grozi, bo mamy niedobór rąk do pracy. Ale odczuwalne spowolnienie gospodarcze jest według ekspertów bardzo prawdopodobne. Może i recesja? Trwałego spadku PKB nie pamiętamy od momentu przełomu w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Dwukrotnie i tylko na krótko – zarządów premiera Buzka i w trakcie światowego kryzysu finansowego 2008-2012 – na wykresie wzrostu zapukaliśmy w punkt „zero” od spodu. Proszę sobie przypomnieć: to nic przyjemnego... Cały tekst na łamach tygodnika.