Boże Narodzenie to przymus świętowania i radości. Świąteczny czas w sklepach i mediach zaczyna się mniej więcej w połowie listopada i trwa do końca grudnia.Przekaz jest prosty: kupuj jak najwięcej i ciesz się na maksa. Może nie masz ochoty, ale tak trzeba. W tle gra piosenka „Jingle Bells”.
Medialny przekaz bożonarodzeniowy jest przesłodzony, kolorowy i lśniący. Wszyscy się kochają, obdarowują prezentami. Zdarza się, że nawet w sondażach nie potrafimy się przyznać, że te święta to tak naprawdę teatrzyk, który nam zafundowano i wmówiono, że świętować po prostu trzeba. Z ubiegłorocznego badania CBOS opublikowanego pod koniec grudnia wynikało, że dla 65 proc. Polaków Wigilia Bożego Narodzenia to święto rodzinne i okazja do spotkań. Spada z kolei odsetek osób, które uważają Boże Narodzenie za święto przede wszystkim religijne – mówi o tym zaledwie 21 proc.ankietowanych.
W 1967 r. amerykańscy psychiatrzy Thomas Holmes i Richard Rahe przygotowali listę kilkudziesięciu bardzo poważnych stresorów, które na nas mocno oddziałują. Na jej szczycie są rozwód i śmierć partnera, ale znalazły się tam również święta Bożego Narodzenia. Wiele osób, gdyby mogło, wypisałoby się ze świętowania i powtórzyło za zielonym Grinchem z książki Dr. Seussa – „nienawidzę Bożego Narodzenia”. Grinchdo świąt się przekonał, bo mieszkańcy baśniowego Ktosiowa byli mili i świętowali bez obłudy. Nikt tam nie mówił o narodzeniu Jezuska.
W prawdziwych rodzinach zdarza się niestety inaczej, a świąteczni odszczepieńcy bywają piętnowani… Cały tekst na łamach tygodnika.