Katolickie święta wielkanocne rozpoczyna wczesnoporanna niedzielna msza połączona z procesją.
W polskiej tradycji towarzyszyły jej zwykle huki wybuchów, najczęściej petard. Tradycja ta powodowała również ofiary.
Od tradycji do chuligaństwa
Staropolska tradycja nakazywała wręcz strzelanie podczas całej Wielkanocy. Huki miały oznaczać odgłos przesuwanych głazów przy grobie Jezusa w czasie zmartwychwstania.W okresie zaborów zabroniono wystrzałów, ale po odzyskaniu niepodległości tradycja powróciła.
Największa „zabawa” w strzelanie odbywała się jednak mniej oficjalnie. Przedwojenna policja miała w okresie świątecznym pełne ręce roboty. W latach dwudziestych i trzydziestych XX w. w Łodzi podkładano pod koła przejeżdżających tramwajów „paczki” z kalichlorkiem, tak nazywano potocznie chloran potasu. Jak donosiła prasa, w 1933 r.łódzka policja zatrzymała i ukarała dwudziestu sprawców takiej strzelaniny lub, jeśli byli nieletni, ich rodziców. Ścigano również właścicieli sklepów, które mimo zakazów wprowadzanych w dniach przedświątecznych sprzedawały materiały wybuchowe. Zresztą kupujący takie materiały umieli ten zakaz obejść. Ponieważ zakup jednorazowy arsenału byłby podejrzany, kupowano częściami, w małych ilościach. W jednym sklepie za parę groszy saletrę, w innym siarkę. Zresztą niemało było sklepów, zwykle na peryferiach, potajemnie sprzedających w okolicach Wielkanocy siarkę i saletrę w nieograniczonych ilościach.
Oprócz służb porządkowych, dużo pracy w tym czasie miało pogotowie, a miłośników wybuchów nierzadko można by nagrodzić czymś w rodzaju dzisiejszej „nagrody Darwina”,czyli po prostu za głupotę... Cały tekst na łamach tygodnika.