Demokratyczna większość będzie się trzymać razem, mimo niesnasek, przynajmniej tak długo, jak wyniki i notowania PiS będą grozić jego powrotem do władzy. Chyba że…
Historia III RP obfituje w przypadki spektakularnych rozpadów koalicji rządzących, zawsze źle kończących się dla tworzących je partii.
Kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Donald Tusk zakończył solenną obietnicą przyspieszenia rozliczeń ekipy narodowo-katolickich populistów. Dobrze wie, że bezczynność struktur jego państwa w tej materii uwiera zdecydowaną większość elektoratu koalicji 15 października. Słyszał to nieraz od swoich zwolenników, także wczasie przedwyborczych spotkań. Podobne odczucia mają sympatycy lewicy – ci trwający przy koalicyjnym komitecie o tej nazwie, ale i ci (a jest ich zdecydowanie więcej) głosujący na Platformę Obywatelską. Nie do końca wiadomo, co w tej sprawie myślą stronnicy PSL i Polski 2050, ale liderzy Trzeciej Drogi i na ten temat, jak na wiele innych, wypowiadają się wstrzemięźliwie.
W każdym razie można było odnieść wrażenie, że rząd weźmie się ostro do pracy. I to nie tylko w kwestiach sądzenia i wyciągania konsekwencji wobec sprawców wszystkich naruszeń Konstytucji RP, ordynarnych przestępstw i pomniejszych wykroczeń w latach 2015-2023. Także w zwykłych sprawach rządzenia – sprawnego podejmowania decyzji, przygotowywania projektów ustaw, sprytnego omijania wymachującego wetem Andrzeja Dudy oraz Trybunału Julii Przyłębskiej, hurtem uznającego za niekonstytucyjne wszystko, o co prosi Nowogrodzka, i za konstytucyjne wszystko, co finansowo pogrąża obecny obóz władzy… Cały artykuł o naszych rządzących na łamach tygodnika.