Kiedy myślę o bilansie zysków i strat udziału Polski w wojnie w Afganistanie i w Iraku, ciągle krąży mi w głowie tytuł piosenki wyśpiewanej przez Joannę Rawik w Opolu w 1967 r. – „Po co nam to było?”
Przed 2001 r. waszyngtońskie jastrzębie po zakończeniu „Pustynnej Burzy” szukały możliwości ponownego uruchomienia amerykańskiej machiny wojennej. Potrzebny był jednak jakiś powód, który usprawiedliwiłby jej wykorzystanie.(…) zamachy, a następnie wypowiedzenie wojny terroryzmowi, były też pierwszym sprawdzianem dla władz polskich, jak się zachowają jako nowy członek NATO. Abstrahując nawet od publicystycznego, emocjonalnego stwierdzenia, że oto nagle„wszyscy jesteśmy nowojorczykami”, bardziej istotna była reakcja rządzących. I oto już 22 listopada prezydent Aleksander Kwaśniewski, na wniosek premiera Leszka Millera, który zwrócił się o to na prośbę Stanów Zjednoczonych, wyraził zgodę na wyjazd polskich żołnierzy do Afganistanu. A że odbyło się to trochę na zasadzie „falandyzacji” prawa – pal licho. Po trzech miesiącach intensywnego szkolenia do Afganistanu wyjechało ok. 100 logistyków, saperów i ochraniających ich komandosów (było to Zgrupowanie nr 1, nazwane Polish Task Force – Polskimi Siłami Zadaniowymi)... Cały tekst na łamach tygodnika.