W świecie chrześcijańskim pojawiła się teologia sukcesu. Zwolennicy tego ruchu głoszą poglądy dla ubogich krzywdzące. Jesteś biedny, bo Bóg cię nie lubi, ale możesz to zmienić, płacąc mu za życzliwość – twierdzą.
(…) Część charyzmatycznych liderów (np. Oral Roberts oraz A.A. Allen) przekonywała swoich zwolenników, żeby przekazywali im pieniądze, co miało zapewnić wiernym „zwrot inwestycji” w postaci obdarzenia ich błogosławieństwami. Naiwni płacili tyle, że Oral Roberts zdołał zgromadzić majątek wart 500 mln dolarów. Opornych zachęcano do wpłat poprzez różne manipulacje, np. mówiono, że jeśli nie zapłacą, Bóg się od nich odwróci i sytuacja nie tylko się nie poprawi, lecz wręcz pogorszy.
Szczytem wszystkiego był jednak apel opublikowany przez Orala Robertsa w 1985 r.„Przez wiele dni Bóg mówił do mnie: tym razem jest to kwestia życia lub śmierci. Jeżeli nie uzbieram 8 mln dol. do końca lipca 1985 r., to on mnie zabierze” – pisali pracownicy pastora w listach do zwolenników jego kongregacji.
Podobne metody działania istnieją w niektórych zachodnich kościołach po dziś dzień.Oferują one cudowne portfele, które wierni kupują, by zapewnić sobie przychylność Boga i wypchać je po brzegi gotówką. Zwolennicy teologii sukcesu często są tak zmanipulowani, że nie przestają wierzyć w moc tych wynalazków nawet wtedy, kiedy nie przynoszą one żadnych rezultatów. Dlaczego? Propagatorzy ruchu sprytnie tłumaczą ich niepowodzenia... Cały tekst na łamach tygodnika.