Czytać ze zrozumieniem zacząłem, kiedy już posiadłem umiejętność czytania„między wierszami”. Zaczęło się to w częstochowskim IV Liceum Ogólnokształcącym. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Umiejętność takiego czytania była wtedy niezbędnym przymiotem człowieka aspirującego do gruntownego wykształcenia.
Wtedy owo „czytanie między wierszami” rozumiano przede wszystkim jako sztukę wychwytywania ukrytej krytyki w pozornie bezkrytycznym tekście. Trzeba młodszym przypomnieć, że wówczas istniała jawna państwowa cenzura, która usuwała z publicznie upowszechnianych treści wszelką krytykę „bratniego” Związku Radzieckiego, krajowych władz partyjnych i państwowych, a także krzewionej przez państwowe instytucje ideologii, redukowanej do zbioru okolicznościowych haseł. I przede wszystkim krytykę realiów ówczesnego systemu „socjalistycznego”.
Można było w tamtym czasie jawnie krytykować niektóre wypaczenia mozolnie budowanego „socjalizmu”, jak choćby nieuprzejmych kelnerów i sprzedawczynie sklepowe, ale fundamentów ówczesnej gospodarki niedoboru już nie. Dlatego ówcześni krytycy ówczesnej rzeczywistości ubierali swe krytyki w aluzyjne szaty. Odwoływali się do form literackich, porównań, skojarzeń. Rozkwitała sztuka dziennikarskiego felietonu, reportażu literackiego i kabaretu.
Wychodził wtedy artysta na scenę i – naśladując kierowniczkę ówczesnego baru mlecznego – gromko pytał zgromadzoną publikę: „Kto zamawiał ruskie?”. A inny artysta z kuluarów odpowiadał mu: „Nikt nie zamawiał. Sami przyszli”.
Albo powszechnie znany artysta wzdychał refleksyjnie, że ta nasza Polska to „wielka misa z pierogami”. Po pauzie dodawał: „Połowa ruskich, połowa leniwych”. Śmichu było po przysłowiowe pachy.
Odbiór takich „aluzyji” wymagał nie tylko minimum wiedzy o gatunkach pierogów i najnowszej historii Polski, lecz przede wszystkim umiejętności krytycznego czytania, słuchania, widzenia.
Dzisiaj państwowej cenzury już nie ma. Nie trzeba uciekać się do aluzji. Czasem tylko brzydkie słowo, jak PiS, zastępuje się powszechnie rozumianymi „***”... Cały felieton na łamach tygodnika.