Wiemy już, kto – o ile nie nastąpi jakieś niespodziewane polityczne trzęsienie ziemi, tzw. wywrócenie stolika – będzie kolejnym prezydentem RP. Partie, które mają na to szanse, wyłożyły karty na stół.
Właściwie wszystkie liczące się siły polityczne wskazały już swoich nominatów: Koalicja Obywatelska – Rafała Trzaskowskiego, PiS – Karola Nawrockiego, Trzecia Droga –Szymona Hołownię, Konfederacja – Sławomira Mentzena. Do kompletu brakuje tylko lewicy, jednak jej decyzje nie mają już większego znaczenia. Zwłaszcza po potwierdzeniu, że Platformę i trójkę jej koalicjantów z KO (Inicjatywę Polską, Zielonych i Nowoczesną) będzie reprezentował prezydent Warszawy. Już w pierwszej turze zbierze on także zdecydowaną większość głosów elektoratu lewicowego. Inni pretendenci wywodzący się z tych środowisk (Nowa Lewica, Razem, Unia Pracy; kto wie, czy również nie zawieszona „razemka”, politycznie flirtująca z pisowcem Horałą, posłanka Paulina Matysiak) mogą wspólnie liczyć na jakieś 3-4 proc. głosów. Słyszałem już opinie, że w tej sytuacji Nowa Lewica, uważająca się za stronnictwo poważne, może w ogóle nikogo nie wystawić.W rzeczywistości liczą się tylko dwaj kandydaci: Platformy i PiS… Cały artykuł o "bitwie o prezydenturę, bez żadnych zasad" na łamach tygodnika.