1 listopada noc w Żerkowie była cicha i spokojna. Tylko łuna nad cmentarzem różniła ją od wielu podobnych nocy. Podobno ktoś dostrzegł w niej zarys twarzy ks.Roberta. Dziwne, bo jego ciało spoczywa na innym cmentarzu.
W połowie października br., po ponad 13 latach posługi, ksiądz Jarosław Gzik opuścił parafię św. Stanisława Biskupa Męczennika w Żerkowie (woj. wielkopolskie). Duchowny nie potrafił rozstać się z parafianami z godnością. Z ambony zwyzywał od „podłych ludzi”osoby, które ponoć przyczyniły się do jego odwołania. Później je przepraszał ujawniając przy okazji ich nazwiska, czym naraził „winnych” na społeczny ostracyzm i najohydniejsze formy hejtu.
Mianowany na jego miejsce ks. Daniel Karwacki po wizycie w Żerkowie i spotkaniu z ks.Gzikiem nieoczekiwanie zrezygnował z objęcia parafii. Według mieszkańców miasteczka, podobnie zrobiło aż dziewięciu innych księży. Postanowiliśmy sprawdzić, co takiego dzieje się w Żerkowie, że żaden z duchownych nie chce objąć niemałej i wcale niebiednej parafii.
Hejt uświęcony
Rąbek żerkowskiej tajemnicy odsłania facebookowy profil miasteczka. Każdy wpis dotyczący księdza Gzika jest tam szeroko komentowany. Administrator profilu opublikował nawet anonimowy list otwarty w jego sprawie.
„(…) Parafia jest jak rodzina. Czy nie w rodzinie uczymy się szacunku i miłości? To rodzina powinna wspierać i pomagać. My jako parafianie zostawiliśmy księdza proboszcza bez pomocy, bo trzeba było donosić, szkalować, zbierać podpisy, by wykończyć, niewinnego, uczciwego i dobrego człowieka. Zdecydowano w imieniu 4 tysięcy parafian o losie księdza proboszcza. Nasz proboszcz został zdradzony jak Jezus przez Judasza” – donosi nieznany autor... Cały artykuł o parafii gdzie ludzie "nie dadzą sobie w kaszę dmuchać" na łamach tygodnika.