Wszyscy byli podekscytowani. Zewsząd też płynęło pełne nadziei pytanie: co dalej?W Kanadzie oczekiwano, że Watykan otworzy archiwa, pokaże dokumenty.Najbardziej naiwni myśleli, że Watykan pospieszy z odszkodowaniami.
Właśnie dobiegła końca „pielgrzymka” papieża Franciszka po Kanadzie. Pokutna, jak ją nazywano. Dobre sobie, niby jak papież pokutował? Wysłuchał kilku relacji, dostawał wykwintne jedzenie, przewozili go z miejsca na miejsce; pozwiedzał piękny kraj.
Faktycznie pokuta to ogromna! Chyba że do pełnego obrazu dodamy jego bolesne miny. Jest biedak świeżo po operacji, więc pewnie cierpienie na jego twarzy raczej wiąże się z dolegliwościami niż z reakcją na świadectwa krzywd, wyrządzanych przez Kościół katolicki w Kanadzie. Cóż, cierpimy razem z nim. Ale wszystko ładnie się zbiegło i cierpienie na papieskim obliczu było nader widowiskowe.
Z tej pokutnej „pielgrzymki” nic nie wynika – cepeliada dla naiwnych. Chociaż jednego możemy być pewni, bo papież nam to jasno pokazał: nic się nie zmieni. Będzie jak do tej pory, czyli po bożemu... Cały tekst na łamach tygodnika.