Kościół katolicki w Ameryce Północnej ma na sumieniu nie tylko życie tysięcyindiańskich dzieci ze szkół rezydencjalnych. Duchowni równie chętnie wyzyskiwali i handlowali czarnoskórymi niewolnikami. Dziś próbują wyjść z tego z twarzą i przy okazji zarobić.
Starzy, młodzi, kobiety w ciąży, niemowlęta. W 1838 r. jezuici ze stanu Maryland rozdzielili z rodzinami 272 należących do nich niewolników i siłą wsadzili na statki do Luizjany. Tam czarnoskórzy zostali bezimienną siłą roboczą na plantacjach bawełny, słynących z koszmarnych warunków i wszechobecnej przemocy. Wszystko po to, by za uzyskane ze sprzedaży ok. pół miliona dolarów Towarzystwo Jezusowe mogło spłacić zadłużenie i sfinansować dalsze funkcjonowanie jezuickiego Uniwersytetu Georgetown. Według ks.Thomasa R. Murphy’ego, historyka z uniwersytetu w Seattle, mimo że zakonnicy wierzyli, że „niewolnicy mają dusze”, błogosławili ich małżeństwa i zachęcali do uczestniczenia w mszach, to handlu niewolnikami nie uważali za coś niemoralnego. Twierdzili nawet, że surowość wobec czarnych jest uzasadniona, ponieważ – jak napisał jeden z nich dogenerała zakonu – „być może porzucą swoje grzechy pod okiem surowych panów izostaną zbawieni”... Cały tekst na łamach tygodnika.