Miało być znowu przepięknie, a wyszło jak zwykle. I tylko na pogodę nie mogą Polacy narzekać.
Pracę rządu źle ocenia połowa obywateli, a dobrze tylko 34 proc., czyli tyle, ilu jest z grubsza wyborców PO. 16 proc. nie ma zdania. Równie źle, a nawet gorzej wypada ocena Tuska. Niezadowolenie z jego premierowania wyraża aż 53 proc., zadowolenie jedynie 35 proc., a 12 proc. nie ma jednoznacznej opinii. Wyniki te są gorsze z miesiąca na miesiąc. I trudno się dziwić. Powoli wyczerpuje się kredyt zaufania udzielony dawnej opozycji 15 października 2023 r. Po 9 miesiącach nie urodziło się nic, co mogłoby zachwycić, a choćby zadowolić. Zdecydowanie więcej jest obietnic niespełnionych niż spełnionych. Już nikt, nawet pisowska i konfederacka opozycja, nie liczy, ile ze 100 konkretów zostało zrealizowanych, bo wszyscy widzą, że w całości prawie żaden. I nie jest to wynikiem jedynie dziury budżetowej odziedziczonej po kaczystach ani konieczności zaciskania pasa ze względu na unijną procedurę nadmiernego deficytu i konieczność zwiększenia budżetu na wojsko i obronność. Wszak nawet rozliczenia pisowskich przekrętów idą jak po grudzie i – jak na razie – akurat w tej sprawie więcej niż rząd i podległe mu służby, zrobiła PKW, nie przyjmując wyborczego sprawozdania PiS. Brak sukcesów rządu to raczej kwestia nieporozumień, by nie powiedzieć wiecznych kłótni w rządzącej koalicji, nieudolności różnych organów, nieumiejętności negocjacji, ale przede wszystkim braku jasnej wizji przyszłości, bo nie ma jej ani premier, ani żaden z koalicjantów.
Właściwie można się było tego spodziewać, bo jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Wyborcze obietnice były od Sasa do Lasa i dla każdego coś miłego... Cały felieton na łamach tygodnika.