Ksiądz z Groszowic tak bardzo chciał pozbyć się niewygodnych sąsiadów, że kupił ich dom. Nachodził, straszył, w końcu odłączył im prąd. Wszystko, by rozbudować
kościelny parking i „przestać patrzeć na rudery”.
– Mimo że zawsze na czas płaciliśmy rachunki, ksiądz odłączył nam prąd. Wcześniej przychodził do nas z byłym burmistrzem i straszył, że nie będziemy tu mieszkać, bo nasz dom jest do wyburzenia. Zgnębił nas tak, że w końcu musieliśmy stąd odejść – mówi pan Mariusz Augustyniak ze wsi Groszowice pod Radomiem.
Sąsiedzi księdza proboszcza
Domek Augustyniaków stoi przy skrzyżowaniu ulicy gminnej z drogą powiatową w centrum Groszowic. Choć niewielki, dwuizbowy, wychowały się w nim trzy pokolenia. Po dziadkach mieszkał pan Kazimierz, ojciec pana Mariusza, z rodziną i dziećmi, a po jego śmierci do rodzinnego domu wrócił pan Mariusz i zamieszkał z partnerką. Dom nie ma żadnych wygód. Ogrzewanie zapewnia piecyk typu „koza”, wodę trzeba nosić ze studni, a wychodek znajduje się kilka metrów od budynku. W środku jest skromnie, ale bardzo czysto. Drewniany sufit jest oczyszczony i zakonserwowany. Widać, że lokatorzy dbają odom, który mimo ich wysiłków wygląda dość ubogo na tle wybudowanego w latach 90.kościoła pw. św. Faustyny Kowalskiej. W budowie kościoła społecznie pomagała cała rodzina Augustyniaków. Pan Mariusz dobrze pamięta, kiedy w 1994 r. pierwszym proboszczem ich parafii został ks. Wojciech Waniek. Ten sam, który w 2018 r. kupił ich działkę z domem pod budowę kościelnego parkingu. Sprzedali mu ją potomkowie rodziny, od której kiedyś – jak opowiada pan Mariusz – rodzina Augustyniaków nabyła grunt, na którym dziś stoi ich dom... Cały artykuł o człowieku bez serca, ale w sutannie na łamach tygodnika.