Zamrażanie cen energii elektrycznej jest jak pudrowanie gangreny. Żeby Polacy mieli tani prąd, rząd musi szybko przestawić energetykę na odnawialne źródła energii.
Politycy PiS podnieśli larum, że koalicja 13 grudnia chce wykończyć Polaków podwyższając drastycznie ceny energii elektrycznej. „Donald 50 PROCENT Tusk i Paulina 50 PROCENT Hennig-Kloska wprowadzają najprawdopodobniej największe i najwyższe jednorazowe podwyżki w III RP energii elektrycznej o ponad 50 proc. (…) Polscy emeryci, renciści, matki samotnie wychowujące dzieci, rodziny wielodzietne, wszyscy Polacy będą mieć wyższe ceny energii elektrycznej za sprawą Donalda Tuska i Pauliny Hennig-Kloski. Takie są fakty” – grzmiał poseł Janusz Kowalski.
Zrzutka na tarczę
Niedawna gwiazda Suwerennej Polski jak zwykle plecie bzdury. Po pierwsze, Polacy mają już wyższe ceny energii, a po drugie, nie jest to wina Tuska, ale w dużej mierze PiS.Jesienią 2022 r. rząd PiS wprowadził tzw. Tarczę Solidarnościową, czyli zamroził ceny energii. Kosztowało to budżet państwa (czyli wszystkich Polaków) ok. 30 mld zł. Mateusz Morawiecki zamrożenie cen tłumaczył wybuchem wojny w Ukrainie oraz polityką energetyczną i klimatyczną Unii Europejskiej. Przyznał tym samym, że rząd PiS, który nieustannie plótł dyrdymały o uniezależnieniu Polski od dostaw rosyjskich surowców, nie wywiązał się z obietnicy. Zaś polityka klimatyczna i energetyczna UE zobowiązywała wszystkie kraje członkowskie do przejścia na tzw. zieloną energię. Jarosław Kaczyński i spółka z przyczyn ideologicznych nie chcieli się do tego dostosować sabotując rozwój energii wiatrowej oraz fotowoltaicznej, i wbrew zdrowemu rozsądkowi budowali potęgę Polski na węglu i gazie, co z góry było skazane na porażkę... Cały "elektryczny" artykuł na łamach tygodnika.