Wkroczyliśmy w rok wyborczy. Decyzje, jakie powinniśmy podjąć jesienią, przesądzą, czy podążymy wytyczoną przez Viktora Orbána drogą do upadku, czy też rozpoczniemy powrót do zachodniej cywilizacji politycznej.
Jeśli za kilka – cztery, pięć – miesięcy Jarosław Kaczyński nie będzie miał pewności wygranej, zacznie kombinować. Już szykuje sobie pod to grunt. W Sejmie złożono projekt zmian ordynacji wyborczej, ułatwiających mobilizowanie wiejskiego elektoratu zapatrzonego w swoich proboszczów. Możliwe są też inne preferencje dla partii obecnie rządzącej, np. manipulacje granicami okręgów wyborczych. Wyborczy komisarze zostali wszak powołani z listy zatwierdzonej przez ministra spraw wewnętrznych.
TVP do spółki z dawniej publicznym radiem dostały z napiętego budżetu na 2023 r. 2,7 miliarda zł. Góra pieniędzy! Szykuje nam się wyjątkowo ostra kampania.
Wachlarz instrumentów w dyspozycji Kaczyńskiego jest szeroki. Był tworzony od samego początku, od listopada 2015 r. Są tam i daleko idące pozbawione kontroli uprawnienia tajnych służb, i oddanie decyzji o ważności wyborów izbie Sądu Najwyższego złożonej wyłącznie z sędziów nominowanych przez Andrzeja Dudę na wniosek ziobrowej Krajowej Rady Sądownictwa. I Pegasus. I bojówki Bąkiewicza. I Wojska Obrony Terytorialnej. I wiele innych nieprzyjemnych narzędzi.
Użycie najtwardszych z nich byłoby dla grupy trzymającej władzę trudne. Mogłobywyprowadzić ludzi na ulice. Zapewne zostalibyśmy z hukiem wyrzuceni z UE. Niewiadomo, czy Nowogrodzka się na to odważy. Miejmy nadzieję, że nie… Cały tekst na łamach tygodnika.