Gołębie, sikorki, szpaki umierały w locie. Jak zawsze w noc sylwestrową ludzie oszaleli.
Zawsze mnie zastanawiało, z czego ludzie się cieszą 31 grudnia? Że kolejny rok minął i bliżej im do śmierci? Co tak ludzi cieszy? Można spodziewać się po prawdziwych chrześcijanach, że będą śpiewać alleluja, no bo dla nich to wielka radość zestarzeć się i umrzeć, najlepiej w cierpieniu, bo ich bóg miłościwy powołał do życia w boleści i znoju.
Ekstaza zbliżającej się śmierci
No więc katolicy powinni faktycznie być w ekstazie, że bliżej im do końca życia. Tylko że jak dojdzie co do czego, to tak nie działa. Na pogrzebach katolickich zamiast radosnego„no wreszcie!”, „jak super, teraz jest już w niebie”, mamy raczej płacz i ponure nastroje.Chociaż jak sobie przypomnieć biblijny zestaw tortur obiecywanych po śmierci, to się nie dziwię, że wierzący na pogrzebach płaczą. W zasadzie niebo też nie jest fajne, bo obietnica siedzenia przez całą wieczność obok pana trąci nudą.
Niezależnie od wersji piekło czy niebo, i tak nie rozumiem, dlaczego osoby wierzące tak cieszą się w noc sylwestrową. Psy i koty odbierane są ze schronisk poranione, czasami z chorym sercem z nerwic, po stresie jaki przeżyły w tę noc. Nigdy też nie mogłam zrozumieć noworocznych postanowień. A to, że się zgubi zbędne kilogramy, tylko jeszcze teraz w noc sylwestrową grzaniec, ciasteczko i koreczki z boczku. Ale zaraz od pierwszego stycznia, góra od drugiego, już się zacznie bieganie, siłownia, dieta itp. To znowu wydaje się głupie, bo dobrzy katolicy powinni być zadowoleni, że zdrowie im szwankuje i figura już nie wymarzona. Wszak bóg spogląda z niebios i odnotowuje:Kowalska znów kupiła krem wyszczuplający – a fuj, dajmy jej minus za próżność.
Nowakowski, co to napina się na siłowni zamiast krzyżem leżeć, dostanie dwa minusy, bo spojrzał w bok i zobaczył seksowną trenerkę. Pewnie dobra bozia i trenerce za wyćwiczone ciało da ze trzy minusy. No i Bożenie za ciągłe bieganie na basen. Więc w nowy rok dobrzy katolicy powinni z rozkoszą kontemplować kolejne kilogramy, zmarszczki i tylko czekać, aż z tego świątecznego i noworocznego przejedzenia zdrowie się posypie.
Wszak bogu miłe jest jak się cierpi, przeżywa rozterki, nie wspominając o rozpaczy... Cały felieton na łamach tygodnika.