Apeluję do rządu, aby w rozporządzeniu o stanie klęski żywiołowej znalazł się zapis o zakazie publicznych modlitw. Głęboko wierzący nie będą popadać w głębszą depresję, średnio wierzący nie będą ogłupiani, a ateiści na chwilę odetchną.
(…) Modlitwy te zacytowałem za stroną internetową parafii pw. św. Urbana w Brzeszczach w woj. śląskim. Można je interpretować dwojako. Albo Bóg wysłuchał modłów i zesłał na Śląsk (dolny, górny, opolski) deszcz, albo nie wysłuchał. Jeśli to nie jego sprawka, modlitwy o deszcze nie mają sensu; czyli inne też nie mają… Jeśli zaś wysłuchał, to albo nie wie co czyni, albo naprawdę mocno nie lubi tych, którzy go o deszcz prosili. Jako że jest ponoć wszechwiedzący i wszechmocny, należy wykluczyć pomyłkę. Skoro jednak dotknęła nas łaska boska okazana w formie obfitych opadów, wypadałoby jakoś to wyjaśnić.
(…) Jeśli więc jest tak, że powódź rujnująca południowo-zachodnią część naszego kraju jest rezultatem działań człowieka, to należy je rozumieć jako dopuszczenie do postępujących, głębokich zmian klimatycznych, wynikających z lekceważenia ekologii.
Która potężna organizacja przychodzi Wam do głowy, kiedy myślicie o wrogach ekologii?
No właśnie, przecież to jej przedstawiciel abp Marek Jędraszewski straszy Polaków„demonem ekologizmu”. Ale za cholerę nie przyzna się do błędu, a gdyby zechciał zwrócić się do powodzian, tłumaczyłby im, że słowa: „(…) Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną… (Rodzaju, 1:28)” są przejawem troski oplanetę. Także o jej ekologię… Cały felieton na łamach tygodnika.