Pierwszą rundę pojedynku dobra ze złem wygrali demokraci. Na punkty, ale wyraźnie. Jarosław Kaczyński słania się na wiotkich nogach, lekko zamroczony.
Rząd Donalda Tuska, wygłodniały po dwumiesięcznym oczekiwaniu na zielone światło od wyposażonego w konstytucyjne uprawnienia Andrzeja Dudy, raźno wziął się za porządki.W niektórych kwestiach zaskoczył swych oponentów determinacją i szybkością działań, winnych – wzbudził u zwolenników niepokój brakiem posunięć, które ich zdaniem winny być wykonane niezwłocznie. Szybkie kroki nie zawsze jednak prowadzą wprost do założonego celu. Przekonał się o tym Bartłomiej Sienkiewicz, któremu powierzono przejęcie z rąk pisowskich nominatów TVP, Polskiego Radia, 17 rozgłośni regionalnych oraz Polskiej Agencji Prasowej. W tej części ringu doszło do pierwszej tak ostrej wymiany ciosów między obozem „starego” a obozem „nowego”. Chwytając najważniejsze przyczółki władzy osiem lat temu narodowo-katoliccy populiści stworzyli instytucje mające zabetonować ich wpływy na opinię publiczną. Kruszenie tej zapory okazało się niełatwe. Dobrze, że nowemu ministrowi kultury koło ratunkowe rzucił – oczywiście całkowicie niechcący – obecny lokator Pałacu Prezydenckiego.
Mając to doświadczenie w pamięci, trzeba się cieszyć, że Adam Bodnar nie podejmuje pochopnych decyzji. Odtworzenie praworządności jest o wiele bardziej skomplikowanym zadaniem niż doprowadzenie do zaprzestania szerzenia orwellowsko-goebbelsowskiej propagandy… Cały artykuł na łamach tygodnika.