Jedyna sensowna odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi „po nic”, bo nawet jeśli celem byłoby skłócenie kilkupartyjnej KO, to też się nie udało, choć oczywiście dopiero kampania wyborcza pokaże, jak głęboki jest podział na ćwiartkę i trzyczwarte oraz na ile Sikorski i jego zwolennicy z Giertychem na czele będą szczerze zaangażowani w promocję Trzaskowskiego.
Od początku było wiadomo, że prezydent Warszawy wygra w cuglach, bo w partiach tworzących Koalicję Obywatelską (PO, Nowoczesna, Zieloni i Inicjatywa Polska) jest bardziej lubiany, a w samej Platformie także silniej umocowany, choćby jako jej wiceprzewodniczący. Cieszy się też większym niż Sikorski społecznym zaufaniem, co potwierdzają regularne sondaże, w których zazwyczaj zajmuje miejsce w pierwszej trójce. Jeśli już szukać wygranego, to jest nim telefonia komórkowa. Wszelako pod warunkiem, że przesył prawyborczych SMS-ów był płatny.
Poprzedzająca wybory ostra kampania wywołała duże emocje w partyjnych szeregach.Wojenka rozgrywała się głównie w mediach społecznościowych. Ze strony Sikorskiego była prowadzona przez jego przyjaciela Romana Giertycha, pod zgrabnym hasłem „Czasy się zmieniły”, ale – jak się okazało – nie w Platformie. Nawet gwiazda TVN24 Monika Olejnik postanowiła pomóc Trzaskowskiemu i pod koniec wywiadu z Sikorskim, z udawaną troską zapytała, czy dla członków KO nie będzie problemem pochodzenie jego żony, Amerykanki o żydowskich korzeniach. Trafiła jak kulą w płot, bo nie dość, że było to nieprofesjonalne, stanowiło wchodzenie z butami w osobiste sprawy, które nawiasem mówiąc lubi eksponować, ale co gorsza sugerowało antysemityzm w KO. Tego ostatniego nikt nie chciał zauważyć, ale oburzenie na Olejnik było tak duże, że Rafał Trzaskowski napisał: „Żona, dzieci, rodzina to świętość. Wyrazy wsparcia dla Anne i Radka”. Była to słuszna, acz zbyt religijna reakcja, choć i sam Sikorski świetnie odparował, że „jest już świecką tradycją, że pierwszymi damami powinny zostać osoby pochodzenia żydowskiego” („FpM” 47/24).
Wbrew partyjnym oczekiwaniom, obywatele mieli w głębokim poważaniu partyjne przepychanki w kwestii kto i dlaczego będzie kandydatem na prezydenta, bo mają zupełnie inne problemy. Według najnowszych sondaży, na pierwszych dwóch miejscach są: inflacja, którą jako najważniejszy problem do rozwiązania wskazuje 43 proc. obywateli i ochrona zdrowia, spędzająca sen z powiek co trzeciego mieszkańca Polski. Akurat w tych sprawach prezydent nie ma wiele do powiedzenia, bo nie leżą w jego gestii... Cały felieton na łamach tygodnika.