Tym, co powoduje największe zagrożenie na polskich drogach, jest wymiar sprawiedliwości.
O powodzi sprzed chwili media zaczęły już zapominać, natomiast od tygodni non stop wałkowane są obrazki z warszawskiej Trasy Łazienkowskiej, gdzie siedzący za kierownicą volkswagena 26-letni Łukasz Ż. uderzył w osobowego forda, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. Zginął 37-letni ojciec, a matka i dwoje dzieci trafili do szpitala.Sprawca wypadku nie ratował nawet jadącej z nim 22-latki, po wszystkim uciekł i terazsiedzi w Niemczech.
Zakaz zakazywania
Publika jest też wciąż epatowana Sebastianem Majtczakiem, który ponad rok temu miał na autostradzie A1 przywalić sportową „beemką” w samochód – zginęło w nim małżeństwo z pięcioletnim dzieckiem. W woj. podlaskim dachował dwudziestolatek, „na bani” ścigając się z napromilowanym kumplem, co pozbawiło życia jego 19-letnią dziewczynę, będącą w8. miesiącu ciąży.
Po takiej krwawej kampanii wypadkowej pojawili się eksperci, aktywiści i politycy, którzy zakrzyknęli, że tak być nie może i aby przeciwdziałać zabójcom na drogach, trzeba wprowadzić przepisy, które pakowałyby ich dożywotnio do więzienia. Nikt jakoś nie wpadłna to, że z jakiegoś powodu Majtczak mógł z ponaddźwiękową prędkością śmigać autostradą, nie obawiając się konsekwencji. Skądinąd słusznie, bo policja grzecznie go po zajściu puściła. Najzabawniejsze, że żaden z policjantów odpowiedzialnych za komunikat, że winna kolizji była zabita rodzina, nie usłyszał zarzutów, bo prokuratura uznała, że mundurowi zachowali się jak należy...
Łukasz Ż. był przed wypadkiem pięciokrotnie skazywany przez sąd na zakaz prowadzenia pojazdów. Kolejne zakazy dostawał, zanim upływały terminy poprzednich. W związku z tym nie powinien jeździć po drogach, powinien natomiast siedzieć w pudle za łamanie orzeczonych wyroków... Cały artykuł o tym dlaczego giniemy bez sensu na polskich drogach na łamach tygodnika.