Watykan zdecydował się zamknąć zakon karmelitanek w Arlingkton w Teksasie. To oczywiście słuszne, tylko… niezrozumiałe.
Rzecz poszła o zupełną błahostkę. Oto przeorysza, matka Teresa Agnes Gerlach, wydzwaniała do ukochanego i szeptała mu do uszka to i owo. Intymnie i namiętnie, ale –jak się potem broniła – ponoć tylko tyle było z ich uciech. Zatem, czyżby tylko od mówienia pobrudziły się jej śluby czystości? Jeżeli tak, to obawiam się, że to niejedyny klasztor kwalifikujący się do zamknięcia; nie wspominając o plebaniach.
Święta rodzina
Przyglądając się bliżej sprawie w Arlingkton uderzają pewne urocze szczegóły. Otóż ukochany świętej matki był w sutannie. Ksiądz i zakonnica? To przecież dobrana para.Pewnie jak już sobie poopowiadali, co by sobie zrobili gdyby mogli, to mieli i inne tematy.Skoro Kościół uczy miłości, to ta para po prostu skorzystała z nauk. W całej tej historii jest jeszcze jedna kwestia: przedstawiciele kurii wyczuli w klasztorze karmelitanek jakiś dziwny zapach. Z tego zrobił się figlarny zarzut o używanie „wyrobów konopnych”. I te „wyroby”też wydają się interesujące.
Nie od dzisiaj wiadomo, że mistyczne doznania czasami wymagają lekkiego wspomagania. „Hełm boga” Michaela Persingera udowadnia, że odpowiednio stymulowany mózg może mieć doznania religijne, w tym odczuwanie obecności boga czy aniołów. Z kolei Norman Geschwind już w 1975 r. odkrył, że padaczka skroniowa może prowadzić do pobudzenia religijnego. Do takich samych wniosków doszedł Vilayanur S. Ramachandran. Zatem małej stymulacji nigdy za dużo. Siostrzyczki z Arlingkton dobrze kombinowały, jednak kuria przypomniała sobie słowa Marksa o „opium” i postanowiła ukrócić ich aktywność religijną… Cały felieton na łamach tygodnika.