Wreszcie stało się to, na co wyborcy koalicji 15 października czekali od dwóch lat. 7 listopada 2025 r. Sejm uchylił immunitet oraz wyraził zgodę na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie jednego z największych szkodników III RP posła Zbigniewa Ziobry, przez 10 lat kaczystowskiego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
Podczas, gdy uchylenie immunitetu było raczej przesądzone, zgoda na zatrzymanie i areszt już niekoniecznie. PiS do końca miało nadzieję, że wyłamią się jacyś pojedynczy posłowie Trzeciej Drogi, a zwłaszcza PSL, ale nic takiego się nie stało.
Upadek z wysokiego konia
Koalicja 15 października wykazała nieznaną dotychczas w Sejmie dyscyplinę i nie dość, że głosowała tak jak trzeba, to jeszcze stawiła się na głosowania w pełnym składzie. Nikt –jak to drzewiej bywało – nie musiał niańczyć dziecka, leczyć kaca, załatwiać ważniejszych spraw, nie miał biegunki, nie zatrzasnął się w toalecie ani w windzie, nie wmurowywał kamienia węgielnego… To napawa optymizmem na przyszłość. Może wreszcie antykaczyści coś zrozumieli i przestaną popełniać kardynalne błędy. Wszak dotychczasowa kariera Ziobry jest w dużej mierze zasługą najpierw lewicy, a potem PO.
Szczeble Ziobrowej kariery
Ziobro wypłynął w IV kadencji Sejmu (2001-2005) na aferze Rywina, kiedy został przegłosowany jego raport o „grupie trzymającej władzę”, choć z komisji śledczej (stosunkiem głosów 5:4) wyszedł tylko raport Anity Błochowiak, stwierdzający, że LewRywin działał sam... Cały felieton "Imperatorowej" profesor Joanny Senyszyn na łamach tygodnika.