Niska dzietności Polek spędza sen z powiek polityków. Ponieważ nie są intelektualnie zdolni pojąć jej rzeczywistych przyczyn, wymyślają teorie absurdalne, obraźliwe dla kobiet i rozumu. A widmo zapaści demograficznej krąży nad Polską.
Przez tysiące lat macierzyństwo było społecznym i kulturowym, a niekiedy także patriotycznym obowiązkiem, wyznaczonym i bezwzględnie egzekwowanym przez patriarchalne społeczeństwo. Wszak panowie potrzebowali niewolników, ziemia chłopów, kapitał robotników, wojny armatniego mięsa, a klasa próżniacza dziedziców arystokratycznych tytułów, władzy i fortun. Toteż w kobietach ceniono głównie, a niekiedy nawet jedynie zdolności rozrodcze.
Co rok prorok
W starożytnym Egipcie uważano, że kobieta, która nie może rodzić jest jak wyschnięte źródło. Kilkanaście wieków później 0 Maria Leszczyńska (1703-1768), królowa Francji, żona króla Ludwika XV, określiła swoje życie słowami: „Ciągle z nim spać, ciągle rodzić”.
Miała dziesięcioro dzieci, z których aż siedmioro dożyło dorosłości, co nawet na królewskim dworze było nie lada sukcesem, bo w XVIII w. statystycznie umierało co drugie dziecko. I tak zdecydowanie mniej niż w średniowieczu, kiedy z dziewięciorga dzieci, które średnio rodziła kobieta, zaledwie troje dożywało wieku prokreacyjnego.
W XIX w. Europejka rodziła średnio sześcioro dzieci, ale np. Maria Konopnicka podczas pierwszych 8 lat małżeństwa (1862-1870) dorobiła się ośmiorga, z których dwoje zmarło zaraz po urodzeniu. I tak już miała dość, że odeszła od męża, co w tamtych czasach wymagało nie lada determinacji i odwagi.
Dzietność w II RP
W II Rzeczypospolitej współczynnik dzietności wynosił ok. 4,2, co oznacza, że w latach 1918-1939 statystyczna Polka rodziła nieco ponad czwórkę dzieci, ale z wyraźną tendencją spadkową... Cały felieton "Imperatorowej" profesor Joanny Senyszyn na łamach tygodnika.