Politycy grają naszym losem. Jak w grze w ping-ponga.
Marszałek Sejmu chce ulżyć sponiewieranym przez PiS kobietom. Jego Trzecia Droga (TD) proponuje przywrócenie „kompromisu” aborcyjnego z 1993 r., a później referendum. Już, już miał wprowadzić debatę na ten temat do porządku obrad, lecz przeważyła chęć uniknięcia strat wyborczych 7 kwietnia, czyli w dniu wyborów samorządowych. Bo PSL, owszem, liczy się z tym, że jego wiejsko-małomiasteczkowa „republika proboszczów” (do której zresztą Kosiniak-Kamysz, prywatnie dewot, pasuje mentalnie) nie posunie się dalej niż „kompromis”, ale PL2050 ma wyborców miejskich, w zdecydowanej większości opowiadających się za liberalizacją obowiązującego prawa.
Chciał też Hołownia wymusić na koalicjantach deklarację, że żaden z czterech projektów –zwłaszcza ten Trzeciej Drogi, którego nie popiera nikt poza Trzecią Drogą (i Mateuszem Morawieckim, który po utracie władzy nagle odkrył, że właściwie zawsze był za„kompromisem" z 93 r.) – nie przepadnie w pierwszym czytaniu. To się powiodło, gdyż Lewica zadeklarowała, że „przepuści” projekt TD, a TD – projekty KO i Lewicy.
Niechcący Hołownia wywołał burzę, jakiej się nie spodziewał. On, ulubieniec publiczności, gwiazda Sejmflixa, został wręcz zmieszany z błotem, i to przez kogo – nie przez pisowców bynajmniej, tylko przez demokratów z naszej strony sceny. Przez kobiety, które dały zwycięstwo koalicji 15 października… Cały artykuł na łamach tygodnika.