„Trzeba tym reflektorem, szukać prawdy, mówić w sposób bezpośredni i niezafałszowany” – rzekł Włodzimierz Czarzasty. No to mówimy!
Do październikowych wyborów poszło rekordowe trzy czwarte wyborców. Wyborczy rezultat Lewicy w tym zrywie społecznym był żałosny. Poparcie dla niej spadło w ciągu czterech lat z 12,56 do ok. 8,6 proc. Ale to i tak nic przyjmując, że do urn poszło więcej ludzi. Osoby te nie tylko nie zagłosowały na Lewicę, ale nie oddało na nią głosów ponad 450 tys. osób popierających tę formację w poprzednich wyborach parlamentarnych z 2019 r. A to już katastrofa.
Lewicowa formacja utrzymała 57 proc. wyborców z 2019 r. Do Koalicji Obywatelskiej przepłynęło aż 23 proc. jej elektoratu sprzed 4 lat. Mimo to Czarzasty z Biedroniem odtrąbili niebywały sukces, bo wszak „Lewica wróciła do rządzenia”. Po niemal 4 miesiącach współrządzenia Polską przyszło do kolejnej weryfikacji. Tym razem w wyborach samorządowych – do sejmików wojewódzkich Lewica dostała mniej głosów niż Konfederacja, zdobywając (statystycznie) po pół miejsca w każdym sejmiku.
Zamiast popełnić polityczne seppuku, Czarzasty spointował to tak: „To ekipa, która w ostatnich wyborach samorządowych zrobiła wynik, który nas nie satysfakcjonuje. To ekipa, która raz jest mądrzejsza, raz głupsza. Raz nam coś się udaje, raz nam coś się nie udaje”… Cały artykuł na łamach tygodnika.