Z Katarzyną Bratkowską, feministką, działaczką na rzecz świeckości państwa i prawa do aborcji, rozmawia Krzysztof Lubczyński
Krzysztof Lubczyński: W jakim punkcie walki o prawo do aborcji jesteśmy prawie trzy lata po haniebnym wyroku trybunału pani Przyłębskiej w sprawie aborcji?
Katarzyna Bratkowska: Prawnie – w punkcie wyjścia. A mentalnie – nie wiem, to zagadka czy właśnie rozpuszczamy górę lodową, czy zamieniamy ją w jeszcze trwalszy beton. Może dzięki masowym protestom kobiety odzyskają poczucie siły, tego niezależnego ducha, który mówi: cofnij się typie, tu są moje granice i nie radzę ich przekraczać. Choć tej siły podskórnie boją się wszyscy, w pewnym sensie nawet same kobiety. Wrogiem kobiet jest nie tylko PiS, ale władza i przemoc jako taka. Bo konserwatywni panowie, np. z PO, poszybowali politycznie na fali kobiecego buntu dopiero po fali protestów i to nie jednej, ale po całej ich serii w latach 2016-2021.
Ma pani okazję konfrontować poglądy na przykład ze środowiskiem przeciwnym, choćby z osobami z Ordo Iuris?
Owszem, nawet sprawdziłam, jak w praktyce wygląda ich stosunek do dziecinie poczętych. Osobiście udałam się na wykład pewnego profesora z Ordo Iuris… Cała rozmowa na łamach tygodnika.