W kilku artykułach zamieszczonych ostatnio w „FpM” dokonałem, jak sądzę ,logicznego i racjonalnego wyjaśnienia niektórych ważnych ewangelicznych zagadek i tajemnic. Swe analizy oparłem na podstawowym ustaleniu, że głównym celem całej działalności Jezusa było przejęcie władzy nad Wielką Świątynią Jerozolimską.
Wiem, że tak jednoznaczne twierdzenie może być zaskoczeniem, a nawet szokiem dla ludzi wierzących i spotkać się z protestami. Świadczą o tym chociażby krytyczne listy, które trafiają do redakcji. Z pewnością w historii byli inni badacze, którzy również dostrzegli prawdziwy obraz wydarzeń opisanych w Biblii. Właściwie nic o nich nie wiemy, bo przez całe wieki za jakąkolwiek tego rodzaju wzmiankę czy sugestię bezzwłocznie trafiało się do izby tortur Świętej Inkwizycji, a później – dla chwały Boga oraz ku uciesze zgromadzonej gawiedzi – płonęło na stosie.
Kościół ma problem ze skrywaniem prawdy, gdyż aby ją wyeliminować, musiałby wciąż rozpalać nowe stosy albo stanowczo zabronić czytania Nowego Testamentu. Mógłby też radykalnie zmienić treść ewangelii lub napisać je na nowo, co resztą w jakimś stopni uczyni od bardzo dawna. Od początku chrześcijaństwa wierni słyszą z ambon jedynie kilka stale i uparcie powtarzanych, wyrwanych z całości cytatów, które składają się na wizję użyteczną dla kościelnych hierarchów, ale niewiele mającą wspólnego z rzeczywistą historią Jezusa z Nazaretu. Natomiast prawdziwa historia wygląda znacznie ciekawiej niż jej kościelna wersja, jako że składa się z szeregu ekscytujących zdarzeń, politycznych intryg, zawziętej rywalizacji, tajemniczych spotkań, zaskakujących zwrotów akcji... I nie ma w niej żadnych boskich interwencji... Cały tekst na łamach tygodnika.