Pozornie Rzeczpospolita zastygła w bezruchu, oczekując na koniec zabaw nią przez Kaczyńskiego, Dudę i Morawieckiego. Faktycznie trwają jednak intensywne przygotowania do wielkiego otwarcia 11 grudnia. Ale polityka nowego rządu może czasami rozczarować.
To już siedem tygodni od dnia, kiedy 11,5 miliona obywateli zadecydowało o odebraniu władzy populistom i przekazaniu jej stronnictwom demokratycznym. Nie do poznania zmienił się Sejm, który znów stał się miejscem prowadzenia debat; przestał być bezwolną maszynką do głosowania zaspokajającą kaprysy nieomylnego (w jego mniemaniu)przywódcy i jego niekompetentnego rządu. W kraju panuje jednak bezkrólewie, bo stary gabinet nie rządzi, a nowy jeszcze nie ma formalnego umocowania. Nikt nie rozwiązuje problemów, jak choćby spraw, które doprowadziły do blokady granicy polsko-ukraińskiej przez zdesperowanych kierowców tirów. Europejskie pieniądze na realizację KPO cierpliwie czekają, ale czasu na ich wykorzystanie jest coraz mniej.
W ustabilizowanych demokracjach okres przekazania władzy zazwyczaj jest znacznie dłuższy, ale tam, po pierwsze, nie chodzi o likwidację reżimu miękkiego autorytaryzmu, a po drugie, przegrani nie są wyzuci z poczucia odpowiedzialności za wspólne dobro… Cały artykuł na łamach tygodnika.