Parafianie z Orłowa mieli dość swojego proboszcza, więc na mszę przyjechali z taczkami. – Taksówka w jedną stronę już na księdza czeka – ogłosili. Po kilku dniach duchownego w parafii nie było.
Jedną z wrześniowych niedzielnych mszy w parafii Bożego Ciała w Orłowie w gminie Bedlno (woj. łódzkie) mieszkańcy wsi zapamiętają na długo. Nie dlatego, że pierwszy raz od lat kościelne organy milczały. Nie z powodu niespotykanie dużej liczby wiernych. Nie chodziło też o wzruszenia towarzyszące pożegnaniu organisty, ani nawet o taczki ustawione pośrodku świątyni, mające być jasnym sygnałem dla księdza. Zapamiętają ją z powodu swojej autentycznej jedności i poczucia siły sprawczej.
– Proboszcz ma odejść natychmiast! To jest księdza ostatnia msza niedzielna w naszym kościele i proszę ludzi nie wkurzać... bo tam stoi taksóweczka w jedną stronę – mówił podczas mszy Krzysztof Gawryszczak, sołtys Orłowa i radny gminy Bedlno.Po tych słowach w kościele wybuchły gromkie brawa. W powietrzu czuć było nadzieję, a przede wszystkim ogromną ulgę.
Msza inna niż wszystkie
Po siedmiu latach grania w kościele w Orłowie organista Edwin Tarka podziękował wiernym za wspólne lata modlitwy. Choć jego grę i głos pokochali parafianie, proboszcz ks. Grzegorz Kucharewicz oświadczył, że umowa z organistą już dawno wygasła i nie zamierza podpisywać nowej. Wiadomość ta obudziła w parafianach od dawna skrywane emocje i stała się silnym bodźcem do wspólnego działania. Najpierw sołtysi kilku wsi należących do parafii skrzyknęli wiernych, by pożegnać organistę. Urządzili zbiórkę pieniędzy na prezent dla niego i jego rodziców, którzy co niedzielę przywozili niewidomego syna do kościoła. Kupili kwiaty, kosz ze słodkościami, a w kopertę włożyli zebrane pieniądze.
– Chcieliśmy rozstać się jak ludzie – tłumaczyli mi później... Cały artykuł o księdzu, który pojechał taczką na łamach tygodnika.