– Człowiek, zwłaszcza starszy, w zderzeniu ze służbą zdrowia nie ma w tym kraju żadnych praw. Żeby otrzymać pomoc, trzeba zagrać ze śmiercią. Czekać dotąd, aż na SOR przywiezie cię karetka, ewentualnie więzienny konwój: bo więźniowie nie czekają w kolejkach – mówi 70-letnia pani Dorota, pacjentka jednego z warszawskich SOR.
W chaosie wojny, w natłoku rannych zwożonych z linii frontu personel szpitali polowych musi szybko decydować, kogo da się jeszcze uratować, a kogo nie, kto może czekać, a kto musi natychmiast trafić na stół operacyjny. Na polskich SOR-ach działa ten sam system. System pola walki. Zamiast numerków zostaniesz oznaczony kolorem.Niebieskim, zielonym, żółtym, pomarańczowym lub czerwonym. Najkrócej czekają pacjenci czerwoni – ale oni w większości już nie są tego świadomi. Pozostali nie wiedzą, jaki przydzielono im kolor. W tej niewiedzy czekają i czekają. W szpitalu czas płynie inaczej, wolniej, aż w końcu sprawia wrażenie, że się zatrzymał. Potem nagle przyspiesza, ale wyłącznie, gdy robi się naprawdę gorąco. Ktoś umiera, ktoś krwawi, ktoś nietrzeźwy przywieziony przez policję wymiotuje na podłogę, komuś puszczają nerwy, ktoś płacze…Nieważne, jak zostałeś „pokolorowany”, w polskich szpitalnych oddziałach ratunkowych i tak czekasz…Cały tekst na łamach tygodnika.