„Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium” to książka autorstwa Roberta Samborskiego. O czym? O tym, jak naprawdę „powstaje ksiądz”. O rozbieżnościach między wyobrażeniem a rzeczywistością. O przemocy, hipokryzji i kłamstwie.
Robert jest tym szczęśliwcem, który przejrzał na oczy i nie został księdzem. Poprosiliśmy go, by opowiedział o swoich doświadczeniach.(…) O seksualności w seminarium oficjalnie się nie mówi. Jeśli już, to wśród kolegów kleryków, i to zawsze, ale to zawsze, wulgarnie. Bezdomni menele czy gruboskórni panowie przy piwie mówią o seksualności znacznie mniej wulgarnie niż klerycy czy księża.I nie chodzi o wulgarność słów, których się podczas rozmowy o takich sprawach używa.Przeciwnie, takich raczej się unika. Wulgarne jest samo myślenie o seksie.Kościół ma znacznie bardziej wulgarną wizję seksualności, niż się tym chwali. Nieraz wierni dziwią się, słysząc np. arcybiskupa Jędraszewskiego. Ale on nie jest ewenementem czy kosmitą, on po prostu trochę bardziej odkręca kurek na temat, co o seksualności tak naprawdę myśli Kościół. Dla Kościoła każdy seks jest grzechem. Nawet uprawiany w małżeństwie sakramentalnym, nawet uprawiany bez prezerwatywy z myślą o spłodzeniu dzieci. Każdy, bo towarzyszy temu „grzeszne uczucie przyjemności”, a każda przyjemność według Kościoła jest zbrodnią, grzechem. Kościół to królestwo cierpienia, katolik powinien nawet w łożu małżeńskim zalewać się łzami, bo Jezus umarł na krzyżu... Cały tekst na łamach tygodnika.