Na świecie furorę robi nowy sposób modlitwy – Toronto Blessing. Chrześcijanie, podczas takiego rytuału, szczekają, krzyczą, płaczą i bełkoczą.
I niech zstąpi duch Twój…
Temat Toronto Blessing powraca co jakiś czas w dyskusji wewnątrz Kościoła. Definicję tego zachowania w jednym z wywiadów przytoczył ks. Andrzej Kobyliński: „polega to na tym, że podczas spotkania modlitewnego chrześcijan, którzy mogą należeć do różnych kościołów, uczestnicy tracą świadomość częściowo bądź całkowicie, wpadają w trans, potrafią się tarzać po ziemi, dostają konwulsji, niektórzy wpadają w histeryczny śmiech, który trwa nawet godzinę, niektórzy wydobywają z siebie dziwne głosy – ktoś miauczy jak kot, ktoś gdacze jak kura, ryczy jak krowa”.Świat najpewniej nigdy nie zobaczyłby tak przerażających obrazów spotkania z Panem, gdyby nie nabożeństwo zorganizowane przez charyzmatyków na lotnisku w Toronto w1994 r. Tamtejsi pastorzy John i Carol Arnott oraz Randy Clark wmówili wiernym, że w sali zagościł Duch Święty, który miał kolejno wchodzić w ciała zgromadzonych. Zesłanie Ducha wiązało się dla nich z wydawaniem z siebie zwierzęcych odgłosów.Wydarzenia z lotniska w Toronto opisały media chrześcijańskie na całym świecie.Protestanci szybko zaczęli pisać o cudzie i ludziach „pijanych Duchem Świętym”. Niecodzienny sposób modlitwy podchwyciły wkrótce setki lub nawet tysiące pastorów... Cały tekst na łamach tygodnika.