PiS zabrało nam „patriotyzm” i przymiotnik „narodowy”, a radykalna prawica – radość z odzyskania sto cztery lata temu niepodległości.
(…) Ten termin niegdyś brzmiał dumnie, dziś stał się synonimem siermiężności i wstecznictwa. Dawno, dawno temu kojarzył się z odważnymi powstańcami walczącymi o odzyskanie upadłej i podzielonej ojczyzny. Potem z ludźmi budującymi dobrobyt Polaków. W drugiej dekadzie XXI wieku patriotą powinien czuć się każdy, kto sprzyja – myślą lubuczynkiem – jeszcze trwalszemu zakotwiczeniu państwa i społeczeństwa w zachodnim kręgu cywilizacyjnym i kulturowym; bo to stamtąd płyną gwarancje dla wolności (bez której nie ma kreatywności i innowacyjności), rozwiązania ułatwiające pomnażanie bogactwa, bezpieczeństwo w niepewnych czasach. Tymczasem tacy wolą unikać samookreślania się – jestem patriotą, by nie zostać postawionymi w jednym szeregu z ludźmi, którym świadectwo moralności wystawia Kaczyński.
Populistyczna prawica zawłaszczyła też pojęcie „narodowy”. Nie odbieraliśmy z niesmakiem nazwania tym przymiotnikiem muzeum z arcydziełami, instytutu imienia naszego najgenialniejszego kompozytora, filmoteki czy nawet największego polskiego
stadionu. Wiadomo było, że to instytucje szczególnie zasłużone, wyjątkowe. Teraz jest on równoznaczny z wyrazem „pisowski”. Pisowski Instytut Wolności, Rada Mediów Pisowskich, Polska Fundacja Pisowska – o ileż bardziej adekwatne byłyby takie nazwy!... Cały tekst na łamach tygodnika.