Sensacyjne doniesienia „Gazety Wyborczej” o tym, że za nielegalną inwigilacją senatora Krzysztofa Brejzy programem Pegasus stali prokurator krajowy Bogdan Święczkowski i jego zaufany człowiek, szef CBA Grzegorz Ocieczek, jakoś nas nie zaskoczyły. Dżentelmeni ci mają swoje za uszami.
Miejsce Bogdana Święczkowskiego jest na ławie oskarżonych, a nie w Trybunale Konstytucyjnym.
Narodziny „Godzilli”
Święczkowski, zwany też ze względu na swoją posturę Godzillą, karierę zawdzięcza Zbigniewowi Ziobrze, z którym w latach 90. robił aplikację prokuratorską. W 2001 r. Ziobro, będąc wiceministrem w kierowanym przez Lecha Kaczyńskiego resorcie sprawiedliwości, ściągnął Święczkowskiego do Prokuratury Krajowej, by zajmował się m.in. tropieniem źródeł informacji dziennikarzy, którzy pisali niepochlebne teksty o dygnitarzach rządu AWS. Po odwołaniu Kaczyńskiego z funkcji ministra sprawiedliwości, Święczkowski został szeregowym prokuratorem w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach. Jesienią 2005 r., po wygranych przez PiS wyborach, Ziobro awansował go na dyrektora Biura ds.Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej do nadzorowania wszystkich najważniejszych śledztw. Bardziej jednak niż ściganie bandziorów interesowało go zbieranie haków na niewygodnych prokuratorów.
Sprawa wyszła przypadkiem, gdy były zastępca prokuratora generalnego Andrzej Kaucz został wezwany na przesłuchanie do Prokuratury Krajowej, która prowadziła śledztwo w sprawie nielegalnego obrotu ziemią rolną… Cały tekst na łamach tygodnika.