Puśćmy wodze fantazji: co by to było, gdyby prezes PiS wystartował w najbliższych wyborach prezydenckich? A jeśliby je wygrał?
Materiał zawierający taką sugestię zamieścił dziennik „Super Express”. Zapewne należy to uznać za odtrąbienie początku tradycyjnego sezonu ogórkowego. Chociaż nie wiadomo, co tam w duszach naszych narodowo-katolickich populistów gra. Z pewnych punktów widzenia byłby to nawet scenariusz logiczny. Mimo aktualnego okresu wzmożonej aktywności Jarosław Kaczyński generalnie słabuje i rola wzmocnionego (bo jednak podejmującego najważniejsze decyzje) „strażnika żyrandola” może mu bardziej pasować niż szefa partii i tak zwanego prześmiewczo, szeregowego posła; z rządu dopiero co się wymiksował. Może też chodzić o miejsce w historii: „Naczelnik” – jak ponoć jest nazywany na korytarzach partyjnej centrali – kroczy śladami swojego brata; jakby liczył na własne pomniki w przeważnie konserwatywnych miastach i miasteczkach oraz na miejsce na Wawelu. Ostatnim przykładem była wojenna eskapada do Kijowa, przypominająca słynny lot Lecha do Tbilisi w 2008 r. Ego Prezesa musi być wielkie, wszak sam o sobie mówił jako o zbawcy narodu.
Dość prawdopodobne jest, że pompuje je dodatkowo najbliższe otoczenie. Wierni druhowie mają świadomość, że na najwyższych obrotach długo nie pociągnie, a bez niego cały obóz posypie się jak domek z kart. Kaczyński na piedestale dawałby im iluzję najwyższej instancji rozstrzygającej wewnętrzne spory czy parasola ochronnego przedagresywnym, próbującym sięgnąć po przywództwo Zbigniewem Ziobrą. To byłoby jednak tylko złudzenie, bo chyba nieuchronna jest utrata sił i możliwości 73-letniego dziś polityka.Wskazywanie przykładu Joe Bidena, który został prezydentem mając o pięć lat więcej, albo Konrada Adenauera (odszedł z urzędu w wieku 87 lat) jest świadectwem nieograniczonej naiwności, wystarczy po prostu na Kaczyńskiego spojrzeć... Cały tekst na łamach tygodnika.