Ta nasza schizofrenia to rozbicie świadomości społecznej na religijne hasła, wartości i próby normalnego życia. Katolicyzm kulturowy większości członków i członkiń Kościoła to nic innego jak negocjacje z kościelną nadmiarowością w życiu, a pragnieniem normalności. Stąd śluby i pogrzeby w kościele, przy niskiej jednocześnie frekwencji na mszach oraz braku znajomości dekalogu i innych „prawd” wiary. Katolicy kulturowi to ludzie ochrzczeni ale niewierzący, czy też podchodzący z rezerwą do narzuconej wiary.Wielu katolików kulturowych tkwi w kościele dla rodziny oraz w myśl zasady: „skoro wszyscy, to i ja”. Wielu katolików kulturowych nie widzi alternatywy, a że mało przejmuje się dogmatami, to nie widzi też sprzeczności religijnych idei i koncepcji.Ta narodowo-katolicka schizofrenia objawia się w takich dniach, jak teraz. Na granicy polsko-białoruskiej umierają ludzie, przed uchodźcami zostały postawione zasieki. Dla chrześcijanina powinien to być znak, że dzieje się coś złego. Przecież Chrystus jest symbolem uchodźcy, migranta, a w ewangelii można przeczytać, że nakarmienie i opieka nad potrzebującym przybyszem z daleka jest opieką nad samym Chrystusem. Tymczasem w państwie, gdzie katolicyzm jest doktryną wciskaną bez żadnych ograniczeń, z przerażającą wręcz siłą namolności i uporu, ludzie podchodzą obojętnie do spraw uchodźczych. Wyborcy PiS deklarują i swój katolicyzm, i swoją nienawiść do uchodźców jednocześnie… Cały tekst na łamach tygodnika.