Polska tym różni się od Watykanu, że tamtejsza polityka jest przewidywalna, bo ma swoje cele strategiczne i doraźne, wyznaczane w zależności od aktualnych uwarunkowań geopolitycznych.
I tak, Jan XXIII nastał w czasach odprężenia (1958), odchodzenia od zimnej wojny, podpisywania układów rozbrojeniowych itp. Watykan nie mógł sobie pozwolić na przywódcę konserwatywnego, odbiegającego od rytmu wydarzeń światowych.
Wystąpiło zapotrzebowanie na papieża otwartego i nowocześnie myślącego. Takimi przesłankami kierowano się również wybierając Pawła VI (1963) w czasie trwającego Soboru Watykańskiego II (1962-1965).
Kiedy sytuacja zmieniła się pod koniec lat 70. XX w., celem strategicznym Watykanu stało się rozszerzenie wpływów na Europę Wschodnią z perspektywą zmian ustrojowych, które umożliwiłyby Kościołowi uzyskanie mocnej pozycji politycznej i materialnej. Z tego punktu widzenia optymalnym punktem odniesienia była Polska – państwo najludniejsze i najbardziej katolickie spośród wszystkich krajów bloku socjalistycznego, z mocną pozycją Kościoła. I dlatego papieżem został Karol Wojtyła (1978). Wybór Ratzingera (2005), czyli późniejszego Benedykta XVI, to z kolei realizacja strategii obliczonej na odzyskiwanie wpływów w coraz bardziej laicyzującej się Europie. Dlatego papieżem został przedstawiciel największego i najsilniejszego gospodarczo kraju Europy Zachodniej, a nie Belg, Duńczyk czy Maltańczyk.
Dziesięć lat analizowałem sytuację i potrzeby Kościoła, próbując przewidzieć, kto obejmie papieski tron po Ratzingerze. Biorąc pod uwagę umocnienie się lewicy w Ameryce Łacińskiej doszedłem do wniosku, że to ten obszar będzie dla Watykanu priorytetowy i właśnie stamtąd będzie się wywodził kolejny papież. Brałem pod uwagę kilka nazwisk, jednak nie przewidziałem, że papieżem zostanie argentyński kardynał Jorge Mario Bergoglio (2013)… Cały artykuł na łamach tygodnika.