Partie, z wyjątkiem PiS, ujawniły swoje listy kandydatów. Z drobnymi zawirowaniami. Prawo i Sprawiedliwość wciąż bawi nieporadnością, ale jego szefowi wymsknęła się groźna zapowiedź.
Obserwatorzy przedwyborczych zmagań w większości wyczekiwali końca sierpnia w przekonaniu, że od pierwszego dnia szkoły skończy się „austriackie gadanie”i rozpocznie prawdziwa młócka. Choć Jarosław Kaczyński zdążył już wykląć Donalda Tuska – jako „wroga narodu” („Niech idzie do swoich Niemiec i niech tam szkodzi!”), przywódcę „potężnego obozu zdrady narodowej”, który trzeba tępić. Takie słowa w polskiej polityce jeszcze nigdy nie padły.
Kampania jak dotąd wyzuta jest z dyskusji o przyszłości, nawet skoncentrowanej na detalach. Stoimy przed wyborem strategicznym, cywilizacyjnym: demokracja lub autorytaryzm, Europa lub próba samotnego przetrwania na styku Zachodu i Wschodu. Nie rozmawiamy jednak o podatkach, systemie opieki zdrowotnej, lepszej szkole, wiatrakach i instalacjach fotowoltaicznych, spóźniających się pociągach, permanentnym braku mieszkań, rosnącej liczbie samobójstw – sprawach, o które spierają się społeczeństwa obywateli, a nie poddanych. Póki co politycy oferują nam inwektywy i PR-owe sztuczki… Cały artykuł na łamach tygodnika.