Od 13 lat pisowska sitwa mozolnie buduje mit Lecha Kaczyńskiego.
Wąsaty Kaczor ma już kilkadziesiąt ulic, placów i skwerów swojego imienia, pomniki i tablice pamiątkowe, gazoport w Świnoujściu, drogę szybkiego ruchu, kort tenisowy, statek do transportu gazu, nawet Krajowa Szkoła Administracji Publicznej (KSAP) dostała go za patrona, choć niczym się uczelni nie przysłużył. Ostatnio państwowa spółka PKP Cargo okleiła jedną z lokomotyw zdjęciem Lecha z podpisem „Warto być Polakiem”.
Równy królom
Według oficjalnej narracji, zmarły tragicznie brat bliźniak był wielkim wizjonerem, wybitnym mężem stanu, który poświęcił życie dla Polski i Polaków. Zdaniem arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, „świętej pamięci pan profesor Lech Kaczyński, prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, (…) w trosce o własną wolność i o wolność Polski i Polaków królom był równy”.
Przed rokiem w Tarnowie, na uroczystości odsłonięcia pomnika brata, prezes PiS mówił tak: „Dlaczego stanął na pomnikach? Bo uczynił bardzo wiele dla Polski – najpierw dla Solidarności i dla tego, co było przed Solidarnością, czyli dla Wolnych Związków Zawodowych, później już dla państwa, dla narodu”. Jarosław wymieniał też inne zasługi Lecha. Będąc prezydentem Warszawy stworzył w tym mieście „zupełnie nową jakość”,a jako minister sprawiedliwości „potrafił walczyć z lumpenproletariatem, z tą łobuzerią ,która terroryzowała Polskę”. O tym, że warszawska prezydencja Kaczyńskiego była dla stolicy okresem traumatycznym (zastój inwestycyjny), oraz o tym, że obecnie Polską rządzi ów „lumpenproletariat”, z którym ponoć walczył Lech, nie był łaskaw wspomnieć... Cały artykuł na łamach tygodnika.