Wziąć udział w obchodach 102. rocznicy Bitwy Warszawskiej 1920 r. to jak przenieść się do kościółkowego Matrixu, gdzie Neo chodzi w prawdziwej sutannie i eliminuje niewiernych. Albo jakby wpaść do sakro krainy Harrego Pottera, w której uczniowie. Szkoły Magii i Czarodziejstwa z Hogwartu, machając krzyżem, czynią z historii Polski pszenno-buraczane, bogoojczyźniane misterium.
(…) Tegoroczne odtwarzanie „Cudu nad Wisłą” było kłamliwe, nudne i krótsze niż wszystkie poprzednie. Oczywiście, znów spalono stodołę, znów zginął ksiądz Skorupka, który „padł od kuli wroga w momencie udzielania ostatniego namaszczenia konającemu żołnierzowi”. Znów dowiedziałem się, że „wieść o ofiarnej postawie i śmierci kapelana natchnęła żołnierzy, a wkrótce obiegła cały kraj powodując wzrost uczuć patriotycznych”.Oglądając to prymitywnie przygotowane przedstawienie, gdzie bolszewicy są debilami, a nasze wojsko ma samych bohaterów-katolików, zerknąłem z nudów, co o Bitwie Warszawskiej pisze Polskie Radio. Tam przeczytałem, dlaczego wygraliśmy jedną z najważniejszych bitew w dziejach świata. Otóż według publicznego nadawcy „Matka Boża zjawiła się nagle 14 sierpnia 1920 roku pod Ossowem na niebie. Dzień później pojawiła się ponownie, pod Wolą Radzymińską, wywołując popłoch w szeregach bolszewickiej armii. Bolszewicy mówili o kolorze sukni i włosów oraz o tym, że Matka Boża trzymała w rękach pęki jaśniejących prętów lub piorunów. Żołnierze rosyjscy uważali, że Matka Boża trzyma w rękach jakąś broń. W dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Warszawa została ocalona, a Matka Boża została nazwana Hetmanką”. Wszystko jasne, niedouczony Polaku?!... Cały tekst na łamach tygodnika.