Z Andrzejem Bychowskim, aktorem, legendarnym parodystą, działaczem lewicy, rozmawia Krzysztof Lubczyński.
Krzysztof Lubczyński: Należy pan do nielicznych przedstawicieli swojego środowiska, którzy otwarcie obstają przy lewicy i potrafią bez nienawiści, obiektywnie, oceniać PRL-owską przeszłość z jej negatywnymi, ale i dobrymi stronami…
Andrzej Bychowski: Mam taką naturę, że nie potrafię być obojętny. Miałem i mam poglądy lewicowe i nie kryję tego. Moim najważniejszym świętem jest 22 lipca, historyczna data ogłoszenia manifestu PKWN, czyli proklamowania Polski Ludowej. Socjalizm PRL-owski, przy wszystkich swoich wadach, a miał ich sporo, był humanistycznym ustrojem. Mogę mówić za siebie, ale dla mnie PRL była wspaniała, sprawiedliwa, nie wyrzucano nikogo z mieszkań na bruk. Humanizm i wielkość PRL kontrastuje z małością obecnego ustroju, w którym z egoizmu uczyniono cnotę. Nie godzę się z obecnymi rządami oszustów, którym chodzi tylko o napchanie kabzy. A że w pewnym okresie jakaś liczba ludzi ucierpiała w PRL? Tak, ale czy tylko w PRL ludzie cierpieli? Dlaczego oskarża się i potępia tylko ten okres? Niektórych może razić taka pochwała PRL, ale – przy wszystkich wadach, które przecież widziałem – niech mi pan wskaże ustrój, w którym ktoś nie ucierpiał tak czy inaczej. A przed wojną w Polsce, a w „ojczyźnie demokracji” Francji, a w„wielkiej demokracji” USA? Jakiekolwiek były wady PRL, bo były, i to poważne, wolę tamte czasy niż rządy oszustów, kłamców i złodziei z PiS oraz zachłannego, bezczelnego, obłudnego kleru katolickiego. Do tego dochodzą takie zjawiska, jak faszyzująca Konfederacja, rozmaite „ordojurki”, gówniarstwo wszechpolskie… Gówno nas zalewa... Cała rozmowa na łamach tygodnika.