Drugi raz z rzędu Rosja musiała obchodzić Dień Pobiedy, jedno ze swoich największych świąt państwowych, kluczowe w zbudowaniu i podtrzymywaniu narodowej tożsamości oraz mitu założycielskiego jej współczesnego państwa, chyłkiem i w samotności. I na dodatek w strachu przed ukraińską kontrofensywą.
Z tego ostatniego powodu odwołano wiele uroczystości poza Moskwą i ograniczono przepych ceremonii na placu Czerwonym. Zrezygnowano między innymi z akrobacji lotniczych, co może świadczyć o tym, że ustawione z tej okazji wokół miasta zestawy przeciwrakietowe nie dają gwarancji, że nawet dron się nie przeciśnie. Czyżby te dwa bezzałogowce, którym niedawno udało się dolecieć aż nad Kreml, były realne – a nie elementem prowokacji? Byłby to kolejny cios w wizerunek rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, a mieszkańcy Federacji mogliby na serio zacząć się bać. Faktem jest, że ukraińskie maszyny dość swobodnie fruwają w przestrzeni powietrznej większego sąsiada, w różnych miejscach wywołując eksplozje i pożary składów broni, amunicji i paliw.Władimir Putin wygłosił krótkie, brzmiące nieco abstrakcyjnie przemówienie. Mówiło historii, zupełnie jakby jego armia właśnie nie prowadziła działań zbrojnych na wielką skalę. Nawet Zachód i NATO atakował bez zwykłego animuszu. Złożył delikatny pokłon Chinom. Według ekspertów, zaprezentowany sprzęt nie był okazały (pewnie wszystko, co nadaje się do boju, służy teraz w Donbasie). Zgromadzono sołdatów w sile porównywalnej z liczbą brytyjskich żołnierzy asystujących w koronacji Karola III; podobno dużą część uczestników moskiewskich obchodów stanowili kadeci szkół wojskowych... Cały artykuł na łamach tygodnika.