Miał dziennikarski węch, literacki słuch i szczęście do filmowych adaptacji swej prozy. Pierwszą sławę, dziś użylibyśmy słowa „rozpoznawalność”, zyskał dzięki filmowi „Awans”. Nakręcił go w 1974 r., wtedy „młody, zdolny” Janusz Zaorski.Zagrali w nim, też wtedy młodzi i zdolni Bożena Dykiel, Marian Opania i Marek Perepeczko.
Fabuła komedii oparta jest na popularnym wówczas w mediach schemacie. Do „zabitej dechami” wioski, wymownie nazwanej Wydmuchowo, wraca po ukończeniu studiów Marian Grzyb. Zostaje kierownikiem miejscowej szkoły. Ma jednak dodatkową misję do spełnienia. Chce ucywilizować rodzinną, zacofaną wieś. Zmienić ją na obraz i podobieństwo miasta. Bóstwa ówczesnego.
Zatem wraz z sąsiedzką wspólnotą buduje we wsi klubokawiarnię, gdzie chłopi piją kawę jak miastowi, oglądają teatr w telewizji, a w domu porzucają wiejskie jadło i okresowe poszczenie. Magister Grzyb uznaje tradycyjne rolnictwo za przeżytek. Stawia na usługi, czyli turystykę. Buduje we wsi ośrodek wypoczynkowy w stylu miejskiego modernizmu.
Zaprasza mieszczuchów przyzwyczajonych już do okresowych urlopów.
Jednak jego oferta nie trafia w oczekiwania nowych mieszczan. Pierwszego pokolenia inteligentów ze wsiową słomą wystającą z miejskich butów. Oni zamiast do miejskopodobnej klubokawiarni tłumnie walą do jedynego we wsi gospodarza, który zachował starą chałupę i wiejskie jadło. Bo miejskość mają w mieście. Bo tam tęsknią za dziecięcymi, wiejskimi latami, za utopią lat minionych… Cały felieton na łamach tygodnika.