Mogłoby się wydawać, że mężczyzna pozbawiony jąder lub borykający się z impotencją jest dobrym kandydatem na księdza. Po co duchownemu jądra i sprawny penis, jeśli – zgodnie z założeniem Kościoła – nie ma prawa z nich korzystać „po męsku”?
Otóż okazuje się, że niesprawne jądra, brak jednego lub impotencja są czynnikami dyskwalifikującymi kandydata na księdza. O ile w przypadku posiadania jednego jądra, sprawa nie jest do końca przesądzona, o tyle impotencja stanowi przeciwwskazanie bezwzględne. Posiadacze jednego jądra mogą uzyskać aprobatę przełożonych, jeśli przyniosą odpowiednie zaświadczenie od lekarza specjalisty, że są pełnosprawnymi mężczyznami. Co do impotencji, nie ma informacji, w jaki sposób jest stwierdzana, ale taki kandydat nie ma co liczyć na przychylność komisji weryfikacyjnej. Ma być jurny i już! – życzą sobie hierarchowie.
Tylko dla orłów
Przyszły ksiądz musi być okazem zdrowia. Chociaż kodeks kanoniczny nie określa jasno tych „przymiotów zdrowia”, księża stwierdzają – zdrowie ponad wszystko! Nogi muszą być zdrowe, by można było chodzić po kolędzie lub na wezwanie szybko przybyć do szefa.Ręce też, by można było należycie rozdawać hostię, odbierać koperty oraz trzymać w nich, co tylko sobie przełożony zażyczy.
Co, oprócz niesprawnych genitaliów, rąk i nóg dyskwalifikuje kandydata do seminarium?... Cały tekst na łamach tygodnika.