„Będzie brakowało tego mądrego Kapłana o wielkiej wiedzy i sile ducha” – napisał po śmierci arcybiskupa Henryka Hosera prezydent Andrzej Duda. Zapomniał wspomnieć o jego pysze, wielkim ego i jeszcze większych grzechach.
W Polsce utarło się, że o zmarłych mówi się dobrze albo wcale, jednak rolą mediów jest mówienie prawdy. Dlatego trudno ze spokojem patrzeć, jak niemal wszystkie, nie tylko katolickie, media żegnają Henryka Hosera.
„Odszedł do Pana abp Henryk Hoser, biskup warszawsko-praski senior, pallotyn, wieloletni misjonarz, sekretarz pomocniczy Kongregacji Ewangelizacji Narodów, a obecnie wizytator apostolski o charakterze specjalnym w Medjugorie. Wielka postać Kościoła w Polsce i Kościoła powszechnego” – czytamy w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej.
(…) Na misje do Rwandy ks. Henryk Hoser wyjechał rok po święceniach, w 1975.Przez blisko dwie dekady promował tam naturalną metodę regulacji urodzeń, zwaną metodą Billingsów, która jest odmianą kalendarzyka małżeńskiego. Był w tym czasie, podobnie jak cały rwandyjski episkopat, częścią rządowego establishmentu Hutu. To właśnie ten rząd doprowadził do jednego z najstraszniejszych ludobójstw w dziejach świata. Wiosną 1994 r. w ciągu 100 dni zamordowano prawie milion ludzi. Hutu wyrzynali maczetami członków plemienia Tutsi. Była to hekatomba na tle etnicznym. Hoser w tym czasie nie był tam zwykłym misjonarzem, lecz wizytatorem apostolskim w randze biskupa; dygnitarzem z prawem do samodzielnego podejmowania decyzji... Cały tekst na łamach tygodnika.