Partiom demokratycznego antypisu wydaje się, że do wyborczego zwycięstwa dotrą skacząc beztrosko niczym konik polny, unikając kontrowersji, odważnego zajmowania stanowisk i jasnego komunikowania się z własnymi zwolennikami.
Opozycja „zakiwała” się w sprawie kolejnej ustawy o Sądzie Najwyższym, rzekomo otwierającej skarbiec, w którym zdeponowane są miliardy euro na Krajowy Plan Odbudowy. Może w polityce kunktatorstwo czasem popłaca, ale na pewno nie wtedy, gdy chce się przekonać wyborców, że stoją przed decyzją o wielkiej wadze dla przyszłości państwa i społeczeństwa. Wtedy trzeba mówić bez ogródek: tak, tak; nie, nie. I w tenże sposób działać.
Praworządność i pieniądze
Zupełnie nie rozumiem, jak można było kuglować przy ustawie ewidentnie sprzecznej z Konstytucją, mającej za cel jedynie wzmocnienie pozycji populistycznego obozu rządzącego w rozkręcającej się kampanii przedwyborczej. Przecież Prawu i Sprawiedliwości w najmniejszym stopniu nie chodzi o uruchomienie projektów unowocześniających Polskę, przyspieszających transformację w stronę zielonej energii; a już zupełnie nie o przywrócenie praworządności! To cele sprzeczne z dotychczasową linią Zjednoczonej de nomine Prawicy. Mateuszowi Morawieckiemu udało się przekonać Jarosława Kaczyńskiego, że te pieniądze są potrzebne do wygrania elekcji i przedłużenia rządów. A właściwie nawet nie tyle same te środki, co ich obietnica, miraż. Aby za rządem nie ciągnął się ogon w postaci… Cały tekst na łamach tygodnika.