Zabijanie dzieci było jego nałogiem, do czego otwarcie przyznawał się twierdząc, że gdyby go wypuszczono, czyniłby dalej to samo. Wiedział co mówi – mordował zarówno w przerwie, jak i po odsiedzeniu pierwszego wyroku. Wymiar sprawiedliwości II RP zawiódł, umożliwiając mu stanie się jednym z najbardziej okrutnych seryjnych zbrodniarzy XX w.
Szkielet w zbożu
W środę 30 maja 1934 r. około godz. 17 na placu przy ulicy Aleksandrowskiej w Zgierzu kilku chłopców gra w piłkę. Do bawiących się dzieci podchodzi starszy mężczyzna. Ma przy sobie drewnianą skrzynkę z narzędziami blacharskimi. Siada na kamieniu i zaczyna ich obserwować. Po kilku minutach odzywa się do jednego z chłopców. Tadzio Kuczyński nie godzi się na prośbę nieznajomego o odprowadzenie go za drobną zapłatą na przystanek tramwajowy – w tym samym czasie woła go do domu matka.
Pomoc mężczyźnie oferuje 10-letni Józio Chudobiński. Oprócz odprowadzenia na przystanek, mężczyzna ma dla chłopca jeszcze jedno zadanie. Każe mu przynieść z domu kawałek papieru prosząc, by potem zaniósł napisaną na nim informację jego siostrze, z którą ponoć się gniewa i nie chce sam do niej iść. Mężczyzna obiecuje chłopcu 50 gr zapłaty. Jeszcze wcześniej daje mu 20 gr, za które Józio kupuje cukierki.Nieznajomy z Józiem dzieląc się cukierkami idą następnie ulicą Aleksandrowską. Tego dnia Józio nie wraca do domu. Jego ojciec Kazimierz Chudobiński zawiadamia policję.Poszukiwania nie dają rezultatu.
Minęły dwa miesiące, nastały żniwa. 18 lipca na polu we wsi Piaskowice Nowe pod Zgierzem Stefan Krupiński kosił żyto. Nagle stanął i zbladł. W zbożu dostrzegł niewielki ludzki szkielet! Obok niego leżała marynarka i czapka uczniowska oraz spodenki i buciki… Cały tekst na łamach tygodnika.