Od sześciu dni jestem innym człowiekiem: uwierzyłem. Nie wiem jeszcze w co, ale poczułem, jak zmienia się mój stosunek do bliźnich. Szczególnie tych oglądających TV Republika.
Są na świecie sprawy nieśniące się nawet najbardziej odlotowym filozofom. Ale śniące się ludziom na potężnym haju lub z poalkoholową „białą gorączką”. Są i tyle. Gorzej, gdy przenikają do świata realnego, nabierają cech przekazu historycznego, a z czasem stają się faktami. Oczywiście bezdyskusyjnymi, bo z faktami się nie dyskutuje.
Zdarza się, że ludzie analizują swoje wizje. Jedni się ich wstydzą, inni zamieniają je w literaturę, kolejni idą z nimi w politykę („miałem sen”), a jeszcze inni próbują na nich zarabiać. Pewnie tak powstała fantastyka, choć oczywiście nie wszystkie wizje królów tego gatunku musiały się rodzić w stanie ograniczonej świadomości. Tak mogło też być z religią(rozmowa z płonącym krzakiem). Podobnie, kiedy próbowano budować utopijne systemy polityczne, na przykład te opierające się na idei komunizmu. Na haju powstawały i powstają wspaniałe dzieła muzyczne i malarskie. Produkty „odlotu” są zazwyczaj fajne, bo rozszerzają horyzonty myślowe, skłaniają do refleksji, pozwalają myśleć alternatywnie.
Oczywiście do czasu.
Jeśli jakaś wizja staje się bardzo popularna, ludzie zaczynają na niej zarabiać. Z tego wzięła się religia. Im człowiek był głupszy, tym łatwiej było mu sprzedać coś bezwartościowego (obietnica życia wiecznego). A skoro biznes się kręcił, pojawiały się nowe produkty w postaci przeróżnych relikwii (szczebel z drabiny, która przyśniła się Jakubowi). Jeszcze później do biznesu wkroczyła „nauka” w postaci teologii czy naukowego komunizmu. (Koniecznie przeczytajcie felieton Pani Profesor J. Hańderek na str. 7). Powstały setki tysięcy książek na temat wyższości gospodarki socjalistycznej nad kapitalistyczną, o przyszłości kołchozów w erze komunizmu, ale też o psychice aniołów, wiecznym dziewictwie wielokrotnej matki, tajemnicy przemiany wina w krew (albo odwrotnie), chleba w ciało (albo odwrotnie) itp. Autorzy tych „dzieł” żyli, a niektórzy żyją dalej, w dostatku, mają tytuły naukowe, cieszą się szacunkiem i wpływami politycznymi, bo jeśli jakaś koncepcja potrafi zdobyć zwolenników, niechybnie sięgną po nią politycy. Niema paradoksu w tym, że mając do wyboru „odlot” lub „normalność”, część ludzi wybiera to pierwsze. Dlaczego? Bo łatwiej żyć marzeniem niż pracować nad jego urzeczywistnieniem. No i można w „coś” wierzyć... Cały felieton redaktora naczelnego Faktów po Mitach Dariusza Cychola na łamach tygodnika.